Dlaczego Meresiński wciąż nie sprzedał Wisły? Odpowiedź mogą znać komornicy, którzy go ścigają

Jakub Meresiński znów minął się z prawdą. Wczoraj wieczorem zapowiadał, że w ciągu godziny jego pełnomocnik podpisze umowę z TS Wisła i pozbędzie się udziałów w klubie. Ale komunikatu o zawarciu umowy wciąż nie ma. Dlaczego?

fot. InstagramPrzez ostatnie kilka dni trochę poznałem Meresińskiego, niemal co chwilę dzwonią do mnie ludzie których oszukał, oszukuje lub próbował oszukać. Materiału mam już więcej niż w książce Meresińskiego (podpisanej jego nazwiskiem, ale chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie wierzy, że przez niego napisanej).

Według mnie Meresiński wciąż nie podpisuje umowy z TS Wisłą, bo wszystko rozbija się o sposób, w jaki nowy właściciel ma mu przekazać pieniądze, tak żeby nie położyli na nich ręki komornicy, windykatorzy i inni mniej sympatyczni wierzyciele z miasta.

Wczoraj napisałem że Meresińskiego ściga firma windykacyjna za pożyczki z Providenta i Euro Providusa. W sumie 6500 złotych. Niewiele.

Ale wystarczyło kilka godzin, a pojawiły się informacje o kolejnych długach Meresińskiego. Ściga go po Polsce co najmniej trzech komorników: komornik z Warszawy chce od niego 82 858 złotych, komornik z Mazowsza żąda 6700 złotych, komornik ze Śląska 5000. Ściga go nawet Urząd Miasta Stołecznego Warszawa za 600 złotych. Patrząc na to jak jeździ po stolicy Meresiński, chodzi pewnie o niezapłacone mandaty. 

To informacje zebrane tylko przez kilka godzin wczoraj. A do tego trzeba dodać, że dzwonili do mnie ludzie, których Meresiński jest dłużnikiem za różne dziwne biznesy, a sprawdzając ich powiązania nie sądzę żeby odpuścili te zobowiązania i nie sądzę żeby ich odbieranie było dla Meresińskiego miłe. Roszczenia wobec pana Jakuba zgłaszają osoby, które na koncie maja rozboje i wymuszenia. To mało komfortowa sytuacja.

Dlatego nie zdziwiłbym się, gdyby podpisanie umowy rozbijało się o “niestandardowe” metody rozwiązania spraw finansowych, zaproponowane przez Meresińskiego. Oczywiście umowa jest podpisana z firmą Projekt-gmina.pl. Ale to Meresiński jest jej prezesem i właścicielem 97 proc. udziałów. I trudno sobie wyobrazić, że przy obecnym stopniu zainteresowania jego interesami udałoby mu się bez strat wyłuskać z firmy Projekt-gmina kwotę wpłaconą za Wisłę.

Czas działa na jego niekorzyść, wypływają kolejne wyroki. Ale pan Jakub zdaje sobie sprawę że kasa od TS może być ostatnim przypływem gotówki przez długi czas. Dlatego nie może sobie pozwolić na przechwycenie tych środków przez swoich wierzycieli. I to pewnie powód, dla którego negocjacje z nim tak się dłużą…

Ps. Dzięki za wyrazy szacunku ze strony kibiców Wisły Kraków. Doceniam, że kolesiowi, który jeszcze kilka dni temu był “kurwą z wypiździałego Radomia” dziś chcecie stawiać flaszki 🙂

Meresiński: Nie chcę już rozmawiać o Wiśle Kraków

Jakub Meresiński sprzedał Wisłę i wybiera się na wakacje. fot. Instagram Jakuba Meresińskiego

Kilka minut po 17 zadzwonił Jakub Meresiński, z prośbą żeby dać mu spokój. Może przeczytał tę notkę? 

„Witam, Jakub Meresiński. Już nie jestem właścicielem Wisły Kraków, proszę zostawić moją osobę w spokoju, nie mam juz żadnych praw do tego klubu, wszystko już nie należy do mnie. Za sekundę spółka Projekt-gmina.pl tez już nie będzie należeć do mnie. Od dnia dzisiejszego jestem osobą fizyczną a nie osobą publiczną”.

Chciałem zapytać, jaką mam pewność, że to co mówi jest prawdą? W końcu mieliśmy z tym ostatnio różne doświadczenia. 

„Umowa sprzedaży jest gotowa, mój pełnomocnik prawny podpisze ją w ciągu godziny, to jeden z krakowskich adwokatów wyznaczony przeze mnie. Umowa dżentelmeńska już została zawarta. Kwota umowy jest tajna. Nie mogę się wypowiadać na ten temat”.

Po co mu w ogóle była ta historia z Wisłą?
„Nie sądziłem, że się zadzieją takie rzeczy, to raz. Miałem fajny pomysł na to i fajnych ludzi którzy mieli to wesprzeć i ratować.  A trzy to gdyby nie ja, to nie wiadomo gdzie by ta Wisła teraz była. A już różne rzeczy można było domniemywać

Jak Meresiński mógł nie wiedzieć co się wydarzy? Przecież zna pan swoją przeszłość? Od kilku dni wciąż dzwonią do mnie ludzie oszukani przez niego… 

„Niech dzwonią. To są rzeczy, które były, minęły, można zrobić rachunek sumienia i iść dalej”.

A jaki właściwie był jego pomysł na Wisłę?

„Pomysł był fajny. Ale teraz chcę odpocząć, jadę na zasłużony urlop, który musiałem przełożyć przez to zamieszanie. To była była ostatnia przygoda z czymś takim.Nie chcę już rozmawiać o Wiśle Kraków”

Skąd Jakub Meresiński miał pieniądze na zakup Wisły?

fot. Instagram

300 tysięcy złotych. Tyle miał do tej pory zapłacić za Wisłę Kraków Jakub Meresiński. Skąd miał pieniądze? W maju reprezentowana przez Meresińskiego firma Projekt-gmina.pl wzięła co najmniej 200 tys. złotych pożyczki pod zastaw Porsche Panamera, którym jeździ właściciel Wisły. On sam z braniem pożyczek może mieć problem. Wciąż nie spłacił tej z Providenta i jeszcze innej firmy pożyczkowej, przez co teraz ma na karku windykatorów

29 lipca weszła w życie umowa między Tele-Foniką a firmą Projekt-gmina.pl, reprezentowaną przez prezesa Jakuba Meresińskiego. Wtedy też na konto TF miała wpłynąć pierwsza rata – 300 tys. Kolejne 700 tys. miał zapłacić do końca września. Dziś już wiemy, że nie zapłaci bo prawdopodobnie sprzeda klub.

Projekt-gmina.pl nie miał takich pieniędzy. Tak przynajmniej wynika z dokumentów w Krajowym Rejestrze Sądowym. Ale gdy szukałem źródeł finansowania Meresińskiego, ktoś podpowiedział mi, żeby przyjrzeć się jego samochodowi. To była dobra podpowiedź.

Meresiński jeździ Porsche Panamerą, rocznik 2014. Samochód zarejestrowano w Pruszkowie. Z pobieżnego przeglądu cen tego modelu w tym roczniku wynika, że może być wart między 200 a 600 tys. złotych.

Dzięki temu, że Meresiński jest fanem mediów społecznościowych i całym swoim życiem dzieli się z internetem, po 30 minutach googlowania miałem już numer rejestracyjny samochodu.

Dzięki temu mogłem zacząć poszukiwania. Po pierwsze baza Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego. Z niej wynika, że do 17 maja na Porsche Panamera o rejestracji zaczynającej się od WPR nie było żadnej polisy. Za to od 18 maja zaczęły obowiązywać polisy OC i AC wystawione przez PZU. To znaczy, że albo przed 18 maja auto nie było ubezpieczone, albo zmieniło właściciela. 

Dowiedziałem się, że w tym przypadku zawarcie polisy wiązało się ze zmiana właściciela samochodu. Od maja Porsche Panamera, którym porusza się Jakub Meresiński należy do firmy Auto-Cash-Back. To bardzo ciekawa firma. Pomysł na działalność jest taki: potrzebujesz na szybko gotówki? Nie możesz wziąć kredytu, masz zabagnioną przeszłość i banki nie chcą z tobą gadać, ale z dobrych czasów został ci jeszcze samochód? Wpadnij do nas. Rzeczoznawca wyceni auto, a ty możesz liczyć na kasę w wysokości 40-60 proc. jego wartości. Plus taki, że możesz dalej jeździć autem, minus taki, że musisz przerejestrować samochód na Auto-Cash-Back. Jeśli będziesz spłacał co miesiąc odsetki, po upływie okresu umowy możesz wykupić swoją furę.

Z moich ustaleń wynika, że Meresiński zgodził się na takie warunki i za swoje Porsche Panamera miał  dostać co najmniej 200 tys. złotych. Tzn. firma Projekt-gmina.pl dostała te pieniądze.

Czy te pieniądze posłużyły mu do zapłacenia w lipcu pierwszej raty za Wisłę? Tego nie wiem.

A dlaczego Meresiński sam nie wziął pożyczki? Odpowiedzią mogą być inne dokumenty, które wpadły mi w ręce. Wynika z nich, że w czerwcu 2006 roku właściciel Wisły wziął pożyczkę w wysokości 2000 złotych w firmie Provident. Z jakiegoś powodu nie spłacał jej. Nie spłacił również pożyczki w firmie Euro Providus w wysokości 1000 złotych.

Tej pożyczki miał nie spłacić Meresiński

Gdy firmy zorientowały się, że pożyczek nikt nie spłaca i pieniądze są nie od odzyskania, wystawiły dług na sprzedaż. Kupiła go duża firma windykacyjna i dziś próbuje ściągnąć od Meresińskiego należności, które przez ten czas narosły już do 6500 złotych.

Chciałem o te wszystkie informacje zapytać Jakuba Meresińskiego. To była krótka rozmowa:

Czy ma pan niespłacone pożyczki w firmach Provident i Euro Providus?

– Następne pytanie.

– Zadłużenie na łączną kwotę 6500 złotych. Czy to jest prawda?

Następne pytanie proszę.

– Czy Porsche Panamera, którym pan jeździ należy do firmy Auto-Cash-Back i czy otrzymał pan z tytułu umowy z tą firmą co najmniej 200 tys. złotych?

– Powiem panu tak – proszę do mnie nie dzwonić z głupimi pytaniami.

– Czy to jest prawda?

–  Pozdrawiam.

Zabawmy się w Wielkiego Brata

Wszyscy wiemy, że w sieci z bezpieczeństwem trzeba uważać. Wszyscy? Chyba niekoniecznie. Właśnie trafiłem na stronę, której autorzy skutecznie wykazali, że tych „wszystkich” wciąż jest bardzo mało. 

Strona zawiera zbiór tysięcy linków do kamer internetowych z całego świata, których administratorzy nie zabezpieczyli we właściwy sposób więc możemy sobie obraz z nich przeglądać swobodnie, chociaż w raczej słabej jakości.

Pali licho, jeśli to kamera z Żabki. Ale jeśli możesz zajrzeć do klubu nocnego w Krakowie:

krk kamkrk kam 2

…mieszkania w Wielkopolsce:

pozn kam1

albo w Gorzowie:

Kobieta 1

…biura w Warszawie:

biuro kam

lub widok na kasę w krakowskiej aptece:

biuro kam

to chyba mamy nowy wymiar zabawy w Wielkiego Brata. Nie wiem co na to Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych ale ja nie mogę się oderwać.

Więcej kamer:  http://insecam.com/

UPDATE: Wczoraj o sprawie napisał też serwis Niebezpiecznik. I chyba parę osób się ogarnęło – dziś na stronie jest o ok. 200 kamer z Polski mniej. Ale wciąż można podglądać 686 polskich kamerek.

Desperacki chwyt Krakowa. Ale z wiarygodnością ciągle słabo…

Screenshot_2014_05_19_18_42_07Po ustawieniu bramy, liczącej zwolenników Igrzysk (upadłej bramy, trzeba dodać), żałosnej kampanii bilbordowej, komitet Kraków 2022 wykonał kolejny krok, zgodnie z dotychczasową zasadą „chcemy dobrze, a wyszło jak zwykle”.

Na stronie krakow2022.org pojawił się list, w którym krakowianie są przekonywani, jakie to korzyści ich czekają, jeśli zagłosują za igrzyskami zimowymi pod Wawelem. Treść listu to piarowy bełkot, z którego niewiele wynika. Ale mnie zainteresowało, kto podpisał się po listem.

Otóż gdzieś tak z 95 proc. sygnatariuszy to osoby, które bezpośrednio są zainteresowane organizacją igrzysk, bo zyskają na nich finansowo (sportowcy) lub są zależne od lokalnych władz i pewnie miały niewielkie pole manewru, żeby odmówić podpisu (głównie urzędnicy i artyści związani z krakowskimi instytucjami kultury).

Jak dla mnie nie wygląda to dobrze, jeśli do Igrzysk przekonuje mnie ks. Augustyński, założyciel Stowarzyszenia Siemacha, które żyje w symbiozie finansowej z miastem (m.in. jest operatorem zbudowanego przez miasto centrum Com Com Zone), albo Krystyna Zachwatowicz i Andrzej Wajda, którzy wychodzili sobie Muzeum PRL w Nowej Hucie. I do tego Lech Wałęsa, który jak wiadomo zawsze jest za a nawet przeciw.

Sorry, ale jeśli to są pomysły warte 48 tysięcy, to ja tego nie ogarniam…

Cocomo – robi się coraz ciekawiej

uwaga

Poszedł do Cocomo i stracił milion z karty – to już było. Ale poszedł do Cocomo i obudził się we własnym mieszkaniu bez cennych rzeczy, z rozwalonymi drzwiami? Sieć klubów gogo nieustająco dostarcza “ekstremalnych” historii.

Mój ostatni konik, sieć klubów gogo Cocomo nie przestaje mnie zaskakiwać. Na razie jej szef, Jan Szybawski może triumfować, bo sąd uznał, że klient, który zapłacił w poznańskim lokalu 970 tys. złotych za szampany i pląsy tancerek, sam jest sobie winny. No cóż, nieudolna policja i prokuratura próbowały wykpić się naprędce zebranymi dowodami, więc inaczej się to nie mogło skończyć.

Ale mam lepszą, świeższą  historię związaną z Cocomo. Nie pytajcie skąd, nie pytajcie jak, ale kolejną “ofiarę” sieci klubów gogo znalazłem na forum erotycznym, gdzie koneserzy wymieniają się uwagami o jakości obsługi w agencjach towarzyskich, urodzie prostytutek, ich umiejętnościach i podobnych historiach.

Dziś na stronie pojawiła się historia pana, który postanowił przetestować klub w Łodzi. “Polazłem jak ta pizda do tego jebanego Cocomo. Wiedziałem że idę do paszczy lwa, więc zaopatrzony tylko w gotówkę, stary telefon na kartę i bez dokumentów”.

Pan został zwabiony przez naganiaczki z różowymi parasolkami – na marginesie, tylko proszę się nie denerwować ciężko pracującą klaso średnia, te panie z parasolkami zarabiają nawet po 7 tysięcy złotych, te na rurce i po 35 tys. Klient siadł, wypił piwo, pogadał z dziewczynami, a potem… Oddajmy głos zainteresowanemu:

Proszę o kolejne piwo, ale bez pigułki gwałtu. Sztuczny śmiech na twarzy mojej towarzyszki, więc się śmiejemy sztucznie oboje. Była mniej więcej 2 w nocy. Dalej nie pamiętam absolutnie nic, po prostu zero.

Kolejne fakty:

Budzę się w mieszkaniu ok godz 14, brak laptopa, brak płyt DVD, brak kluczy do mieszkania. Drzwi jakby po uderzeniu siekierą, rozjebany wizjer. What the fuck? Ani prześwitu co się działo w nocy, nic, absolutnie nic, nogi jak z waty, miałem kaca setki razy, to nie to”.

Pan ze wstydu nie poszedł na policję, nie poszedł z reklamacją do klubu, nawet na forum wpisał się pod fałszywym nickiem. Szczegóły jego historii tu.

A mnie zastanawia co te
ż musi się stać, żeby takie historie niezadowolonych klientów przestały się pojawiać co najmie
j raz w tygodniu. Panie Janie?

Bohater naszych czasów

 

Jan Szybawski czyli polski Wilk z Wall Street?

Ostatnie dni spędzam głównie na zgłębianiu interesów Jana Szybawskiego, twórcy sieci klubów Cocomo, gdzie setki dziewczyn wieczór w wieczór tańczą nago na rurze. Biznesmen otworzył ponad 20 lokali w całej Polsce, zatrudnia, jak twierdzi ponad 2000 ludzi, a przewija się przez jego przybytki ok. 30 tys. panów miesięcznie.

Sławę Szybawskiemu przysporzył klient, który w klubie w Poznaniu zostawił 970 tys. w jedną noc (a właściwie dzień, bo pan wyszedł z klubu kilka minut po godz. 16). Oprócz tego dziesiątki klientów w całym kraju twierdzą, że zostali oszukani w Cocomo, bo ktoś im czegoś dosypał i wbrew własnej woli wydali więcej niż chcieli.

Nie wnikam teraz, czy w Cocomo naciągają, dosypują, czy panowie wydają fortunę z własnej woli, a potem próbują odzyskać pieniądze z pomocą policji (wśród nich moim faworytem jest 30-latek, który na komisariat przyszedł z mamą).

Ale fascynuje mnie postać Szybawskiego. To nowy typ biznesmena, niektórzy powiedzą oszusta, bohatera naszych czasów. Kluby Cocomo otworzył prawdopodobnie za pieniądze z poprzedniej firmy, biura tłumaczeń „Symultanka”, za interesy której trafił na 11 miesięcy do aresztu, prokuratura uznała jej działalność za przestępstwo, a Szybawskiego za przywódcę grupy przestępczej. Proces w tej sprawie jeszcze się nie rozpoczął, ale to temat na inną opowieść, pod roboczym tytułem „O nieudolności prokuratury polskiej”.

Szybawski działa na wyobraźnię. Jeździ ferrari, ubiera się jak skrzyżowanie Tony’ego Soprano z Cristiano Ronaldo, bez żenady opowiada, że interesuje go przede wszystkim zrobienie jak największych pieniędzy, a dylematy moralne i etyczne zostawia innym. Lekko łączy gorliwy katolicyzm z zarabianiem na striptizie.

Rozmawiałem na jego temat z wieloma policjantami, urzędnikami, ludźmi zorientowanymi tu i ówdzie. Jak mantrę powtarzają, że za Szybawskim ktoś musi stać. Ale im lepiej go poznaję, tym bardziej przekonuję się, że stoi za nim tylko jego bezczelna pewność siebie, obsesyjna determinacja w dążeniu do osiągnięcia celu oraz słabość państwa polskiego, którą Szybawski bezwzględnie wykorzystuje. Po co mu koncesja na alkohol, jak może to obejść robiąc imprezę zamkniętą? Dlaczego ma nie otwierać lokalu gogo w reprezentacyjnym punkcie miasta, skoro urzędnicy nie potrafią ochronić tego miejsca przed takimi przybytkami? Takie przykłady można by mnożyć.

Szybawski pod względem gestów, sposobu mówienia, języka ciała, życiowej filozofii przypomina mi innego „biznesmena”, który do niedawna zaprzątał moją wyobraźnię. O Marcinie Plichcie, szefie Amber Gold, też spekulowano, a niektórzy robią to do dziś, kto to za nim nie stoi. Tusk, mafia włoska, mafia rosyjska, mafia gdańska. Niektórzy nawet książki o tym pisali. Ja od początku lansowałem tezę, że to zwykły drobny cwaniak, który wyrósł na słabości państwa. Oszukiwał dopóki mógł, a mógł długo i skutecznie. Ale wszystko wskazuje na to, że kradł sam, co najwyżej z żoną.

Nie życzę twórcy Cocomo, żeby skończył jak Plichta, który od ponad półtora roku siedzi w areszcie. Na razie policja i prokuratura skompromitowały się, próbując aresztować tancerki z poznańskiego Cocomo. Sąd wyśmiał śledczych, a Szybawski odtrąbił sukces i nabrał wiatru w żagle. Poczuł się na tyle pewnie, że na środę zwołał konferencję prasową. Ale gdy przeczytałem dziś zaproszenie od Szybawskiego, przypomniała mi się słynna konferencja Marcina Plichty. Dla twórcy Amber Gold spotkanie z dziennikarzami było początkiem końca. Jak zakończy się dla twórcy Cocomo? Coś czuję, że emocji nie zabraknie…

Fartuszek dla posła

Jest w języku polskim takie piękne powiedzenie “robić z gęby cholewę”. Jest też “rzucać słowa na wiatr”. Albo “obiecywać gruszki na wierzbie”. Wszystkie znaczą mniej więcej to samo. I wszystkie nadają się idealnie do wyszycia na fartuszku, który wierni wyborcy powinni podarować pod choinkę posłowi Józefowi Lassocie.

A szczególnie o taki prezent powinni zatroszczyć się mieszkańcy gminy Mogilany. Ich miejscowość dzieli na pół ruchliwa “zakopianka”. Żeby dojść do szkoły albo sklepu trzeba pokonać cztery pasy pełne pędzących aut. Na prośbę o sygnalizację świetlną Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad odpowiada, że to niemożliwe, ograniczenia prędkości wielu kierowców nie przestrzega. Skutki są tragiczne.

Rozwiązaniem byłoby przejście podziemne lub kładka nad “zakopianką”. Oczywiście problemem jest brak kasy. Ale mieszkańcy Mogilan naiwnie uwierzyli, że skoro mają swoich przedstawicieli w Sejmie, a w dodatku ci przedstawiciele należą do rządzącej od kilku lat koalicji to może poprosić o pomoc jednego albo drugiego posła?

Jak pomyśleli, tak zrobili. Wśród posłów, którym postanowili zaufać był wspomniany Józef Lassota. Poseł się pewnie ucieszył, bo dzięki złożonemu w marcu 2012 r. zapytaniu mógł poprawić poselskie statystyki, oświadczenie w sprawie kładki wylądowało nawet na youtube’a.

Lobbystą pan poseł okazał się mizernym, minister Nowak przekazał mu grzecznie acz stanowczo, że ma jego prośby w głębokim poważaniu.

Walkę posła doceniały media, zapraszały, pozwalały mu dać wyraz trosce i oburzeniu, z uznaniem przyjmowały jego zabiegi. Jeszcze trzy tygodnie temu pan Lassota zapewniał w telewizji, że “podejmuje interwencje i będzie podejmował je aż do rozwiązania tego problemu”.

I oto nadchodzi ten dzień! 13 grudnia 2013 roku Sejm głosuje kolejne poprawki do budżetu. Wśród nich jedna, złożona przez grupę posłów PIS, zakłada sfinansowanie budowy kładki przez “zakopiankę” w miejscowości Gaj, gmina Mogilany. To może być piękne zwieńczenie długich starań, nie potrzeba heroizmu, no chyba, że za taki uznamy zagłosowanie za pomysłem politycznych przeciwników. Wystarczy nacisnąć przycisk. Raz. I rękę podnieść. Wybija godzina 12:58 i 23 sekundy. I co? I pstro!

Poseł Józef Lassota zagłosował przeciw sfinansowaniu kładki w Gaju. Tak samo zresztą jak jego partyjna koleżanka Jagna Marczułajtis, która wcześniej też o bezpieczne przejście walczyła, pisząc zapytanie.

– Posłowie Prawa i Sprawiedliwości wiedzieli, że ta poprawka nie mieści się w ramach budżetu państwa – tłumaczył się dziś Lasota w Radiu Kraków, nazywając poprawkę “poplistycznymi fajerwerkami”. I to mówi człowiek, który podczas tego samego głosowania poparł przekazanie z budżetu państwa 12,7 miliona złotych na starania Krakowa o przyznanie zimowych igrzysk olimpijskich, czyli „populistyczną bombę atomową”.

To jak będzie z tym fartuszkiem dla posła?