Wszyscy byli odwróceni

Poznań liczy ponad pół miliona mieszkańców. Wyobrażacie sobie utrzymać tajemnicę w pół milionowym mieście, pełnym uwielbiających plotki Polaków. A jednak się udało. Niestety.

O tym jest ta książka, “Maestro” Marcina Kąckiego. Dobra książka. “Kącik” zmierzył się z legendą Wojciecha Kroloppa, niesławnego dyrygenta chóru chłopięcego “Polskie Słowiki”, który został skazany za pedofilię.

Tylko, że Kroloppa zatrzymano w 2003 r. a działał przez dobrych kilkadziesiąt lat, nie niepokojony przez nikogo… Kącki zagląda do dusznych, zatęchłych salonów Poznania, analizuje, co takiego miał w sobie dyrygent, że mógł bez przeszkód krzywdzić setki dzieci. Obrzydzeniem napawają mnie postaci z jego książki, szczególnie rodzice, którzy łasi na frukty z Zachodu, a potem na splendor gwarantowany przez występy dziecka w chórze, godzili się na te wszystkie plugastwa. Ich dzieci wysyłały sygnały ostrzegawcze, ale dla rodziców ważnijesze były chore ambicje i  uznanie poznańskiej śmietanki towarzyskiej. Dochodziło do kuriozalnych sytuacji, gdy ojciec chłopca molestowanego w chórze, zamiast zabrać dziecko i powiadomić o wszystkim odpowiednie organy, przebiera się w mundur milicjanta i paraduje w nim przed Kroloppem, żeby odstraszyć drapieżnika…

Zazdroszczę Kąckiemu tej książki. Mądra, świetnie napisana, gęsto utkana narracja, nie pozwala się oderwać ani na chwilę. Nie wiem jak mu się to udało, ale przekonał niemal wszystkich zainteresowanych do rozmowy. Przede wszystkim udało mu się otworzyć Kroloppa, więc mamy obraz potwora z pierwszej ręki. Widać solidną, ciężką pracę Marcina, godziny wysiedziane w archiwach, widać, że dojrzał, spoważniał, zrezygnował z efekciarskich chwytów, które irytowały mnie w jego pisaniu, mniej pisze o sobie i swoich problemach z dochodzeniem do sedna sprawy.

O ile po “Lepperiadzie”, która była kompletnym rozczarowaniem, brykiem z historii Samoobrony, sporządzonym na podstawie archiwów prasowcyh (bibliografia zajmowała chyba jedną trzecią książki) i nie mówiła nic nowego o fenomenie Leppera, “Maestro” budzi podziw i szacunek. Idź tą drogą Marcin.