Kolejny problem z prawem właściciela Wisły

Mało kto zwraca uwagę na to, że Jakub Meresiński łamie prawo przy okazji działalności firmy, która przejęła Wisłę Kraków. Od trzech lat nie składa żadnych sprawozdań ze swojej działalności. Według polskiego prawa grożą za to dwa lata więzienia. 

W tej teczce powinny znaleźć się sprawozdania firmy Meresińskiego. Na razie ich nie ma.

Gdy cztery lata temu z hukiem upadał Amber Gold, okazało się, że mimo takiego wymogu, firma nie składała sprawozdań finansowych. Jedną z konsekwencji tamtej afery było wzmożenie w w organach ścigania i sądach, które nagle zaczęły zwracać uwagę na stosowanie przepisów ustawy o rachunkowości obowiązków związanych ze sporządzaniem i składaniem sprawozdań finansowych.

Ale jak to w Polsce, zapał szybko się skończył, a tysiące przedsiębiorców dalej lekceważy prawo i nie składa sprawozdań. Jednym z nich jest Jakub Meresiński.

Udziały w firmie Projekt-Gmina.pl (wtedy nazywała się Greystoke) nabył w 2013 roku. Od tamtego momentu nie złożył ani jednego dokumentu poświadczającego stan finansów spółki. A powinien co roku składać sprawozdanie finansowe oraz sporządzenia sprawozdania z działalności jednostki.

Wtedy może dowiedzielibyśmy się, czy i jakim majątkiem dysponuje firma. Co ciekawe – tuż po zmianie właściciela na stronie Wisły pojawiło się oświadczenie, w którym przedstawiciele Telefoniki „zapewniają, że proces sprzedaży trwał długo ze względu na wybór inwestora, który zapewni Klubowi jego rozwój i będzie dbał o wizerunek i tradycję Klubu. Z kilku ofert została wybrana ta, która po wszechstronnej analizie spełniła wszystkie postawione warunki i oczekiwania”.

Wszechstronna analiza, bez zwrócenia uwagi na brak sprawozdań? OK…

Wiceprezesem i właścicielem 30 udziałów w Projekcie-Gmina.pl jest siostra Meresińskiego, Katarzyna Ptak. Kobieta pracuje jako agent ubezpieczeniowy w Rędzinach pod Częstochową. Od dwóch dni próbowałem się do niej dodzwonić i zapytać o szczegóły działalności oraz plany wobec Wisły. W końcu się udało.

Dlaczego nie składają państwo raportów do KRS?

– Jakich raportów?

Rocznych.

– Nie do mnie takie pytania.

– Jak to? Przecież jest pani wiceprezesem?

– Nie odpowiadam na żadne pytania.

 

Może to tylko moje wrażenie, ale pani Katarzyna była autentycznie zaskoczona informacją o obowiązku składania sprawozdań. Tymczasem za coś takiego polskie prawo przewiduje grzywnę a nawet karę pozbawienia wolności do lat dwóch.

Dodzwoniłem się też do samego Meresińskiego. Zapytałem dlaczego nie składa raportów do KRS i jaki właściwie majątek ma Projekt-Gmina.pl. – Nie będę odpowiadał na żadne pytanie. Będą z panem rozmawiali moi prawnicy – odparł i rzucił słuchawką.

I rzeczywiście rozmawiają. Wczoraj dostałem od adwokata Meresińskiego pismo wzywające do usunięcia informacji na jego temat pod groźbą konsekwencji prawnych. Prawnik straszy artykułem 212 Kodeksu Karnego, mówiącym o pomówieniu. Według niego udziały w firmie Meresińskiego nie są zajęte przez urząd skarbowy, nie mam prawa pisać o zarzutach dla pana Jakuba ani o jego biznesach z siostrą. No cóż. To może być bardzo interesujący proces.

Co ciekawe, Meresiński przyznał się w prokuraturze do wszystkich stawianych zarzutów. Także do udziału w zorganizowanej grupie przestępczej. Wg śledczych złożył obszerne wyjaśnienia.

Katowice, czyli dlaczego mówię “nie” openerom i orangom

Pohoda

Kurs tańca ludowego? Jakoś tego nie widzę na Openerze 😉 Na Pohodzie to hit

Na bilbordach, w kinach i telewizjach zaczęła się ofensywa reklamowa letnich festiwali. Brakuje reklam tego najlepszego. Ale on zachęcać specjalnie nie musi, jego wyznawców nie trzeba przekonywać co dobre.

Nie wybieram się na Orange, bo festiwal na stadionie jest zaprzeczeniem idei festiwalu, czyli rozlewającej się po wolnej przestrzeni wolności, swobody i luzu, a nie bliższego kontaktu z betonem. Nie mam też przekonania do warszawskiej publiki, zblazowanej, zmęczonej, skoncentrowanej na sobie, niezainteresowanej lub nieznającej się na muzyce. Oglądanie i słuchanie czegokolwiek w ich towarzystwie jest średnią przyjemnością. Nawet Pixies. Choć oglądanie Pixies bez Kim Deal to w ogóle jakaś pomyłka…

Z podobnych powodów nie wybieram się do Gdynii. Opener zjadł jego własny sukces. I ego Mikołaja Ziółkowskiego. On przytłacza ten festiwal, sprawił, że z sympatycznego, klimatycznego miejsca Opener stał się fabryką z przymusem dobrej zabawy, opresją lansu i komercją, która wyparła klimat.

Tego wszystkiego czego nie znajdę w Gdynii ani Warszawie szukam na Słowacji i w Katowicach. Pohoda w Trenczynie to największy festiwal u naszych południowych sąsiądów, ale wciąż kameralny. A Słowacy potrafią cieszyć się muzyką, jak my gdzieś takjeszcze  w połowie lat 90. No i są o niebo bardziej wyluzowani. Na polu namiotowym ani pod scenami nie trwa pokaz mody i napinka, kto lepiej wypadnie. Oj nie 😉

Wielu wykonawców z Pohody chwilę później  zobaczę na OFFie. Ale i tak pojadę tam jak co roku jak na skrzydłach. (mam tylko nieobecność usprawiedliwioną dwa lata temu – gdy wybuchła afera Amber Gold szefowie ściągali mnie z drogi, wysiadłem z samochodu znajomych w Mszczonowie i stopem wracałem do Wawy, żeby za chwilę ruszyć do Gdańska… ).

W Dolinie Trzech Stawów przez te trzy dni wytwarza się atmosfera, która ładuje mnie na cały rok – pozwalająca uwierzyć, że chociaż powoli staję się starym piernikiem, to dookoła jest mnóstwo podobnych ludzi, z podobną pasją, pozytywnych, pogodnych, a Polska to nie jest dziki kraj 😉 Uwierzcie, nic nie smakuje tak jak Japandroids albo Patyczak w sosie katowickim 😉

Bohater naszych czasów

 

Jan Szybawski czyli polski Wilk z Wall Street?

Ostatnie dni spędzam głównie na zgłębianiu interesów Jana Szybawskiego, twórcy sieci klubów Cocomo, gdzie setki dziewczyn wieczór w wieczór tańczą nago na rurze. Biznesmen otworzył ponad 20 lokali w całej Polsce, zatrudnia, jak twierdzi ponad 2000 ludzi, a przewija się przez jego przybytki ok. 30 tys. panów miesięcznie.

Sławę Szybawskiemu przysporzył klient, który w klubie w Poznaniu zostawił 970 tys. w jedną noc (a właściwie dzień, bo pan wyszedł z klubu kilka minut po godz. 16). Oprócz tego dziesiątki klientów w całym kraju twierdzą, że zostali oszukani w Cocomo, bo ktoś im czegoś dosypał i wbrew własnej woli wydali więcej niż chcieli.

Nie wnikam teraz, czy w Cocomo naciągają, dosypują, czy panowie wydają fortunę z własnej woli, a potem próbują odzyskać pieniądze z pomocą policji (wśród nich moim faworytem jest 30-latek, który na komisariat przyszedł z mamą).

Ale fascynuje mnie postać Szybawskiego. To nowy typ biznesmena, niektórzy powiedzą oszusta, bohatera naszych czasów. Kluby Cocomo otworzył prawdopodobnie za pieniądze z poprzedniej firmy, biura tłumaczeń „Symultanka”, za interesy której trafił na 11 miesięcy do aresztu, prokuratura uznała jej działalność za przestępstwo, a Szybawskiego za przywódcę grupy przestępczej. Proces w tej sprawie jeszcze się nie rozpoczął, ale to temat na inną opowieść, pod roboczym tytułem „O nieudolności prokuratury polskiej”.

Szybawski działa na wyobraźnię. Jeździ ferrari, ubiera się jak skrzyżowanie Tony’ego Soprano z Cristiano Ronaldo, bez żenady opowiada, że interesuje go przede wszystkim zrobienie jak największych pieniędzy, a dylematy moralne i etyczne zostawia innym. Lekko łączy gorliwy katolicyzm z zarabianiem na striptizie.

Rozmawiałem na jego temat z wieloma policjantami, urzędnikami, ludźmi zorientowanymi tu i ówdzie. Jak mantrę powtarzają, że za Szybawskim ktoś musi stać. Ale im lepiej go poznaję, tym bardziej przekonuję się, że stoi za nim tylko jego bezczelna pewność siebie, obsesyjna determinacja w dążeniu do osiągnięcia celu oraz słabość państwa polskiego, którą Szybawski bezwzględnie wykorzystuje. Po co mu koncesja na alkohol, jak może to obejść robiąc imprezę zamkniętą? Dlaczego ma nie otwierać lokalu gogo w reprezentacyjnym punkcie miasta, skoro urzędnicy nie potrafią ochronić tego miejsca przed takimi przybytkami? Takie przykłady można by mnożyć.

Szybawski pod względem gestów, sposobu mówienia, języka ciała, życiowej filozofii przypomina mi innego „biznesmena”, który do niedawna zaprzątał moją wyobraźnię. O Marcinie Plichcie, szefie Amber Gold, też spekulowano, a niektórzy robią to do dziś, kto to za nim nie stoi. Tusk, mafia włoska, mafia rosyjska, mafia gdańska. Niektórzy nawet książki o tym pisali. Ja od początku lansowałem tezę, że to zwykły drobny cwaniak, który wyrósł na słabości państwa. Oszukiwał dopóki mógł, a mógł długo i skutecznie. Ale wszystko wskazuje na to, że kradł sam, co najwyżej z żoną.

Nie życzę twórcy Cocomo, żeby skończył jak Plichta, który od ponad półtora roku siedzi w areszcie. Na razie policja i prokuratura skompromitowały się, próbując aresztować tancerki z poznańskiego Cocomo. Sąd wyśmiał śledczych, a Szybawski odtrąbił sukces i nabrał wiatru w żagle. Poczuł się na tyle pewnie, że na środę zwołał konferencję prasową. Ale gdy przeczytałem dziś zaproszenie od Szybawskiego, przypomniała mi się słynna konferencja Marcina Plichty. Dla twórcy Amber Gold spotkanie z dziennikarzami było początkiem końca. Jak zakończy się dla twórcy Cocomo? Coś czuję, że emocji nie zabraknie…