Dlaczego sobie to robicie?

Lodówka w rowie, opony jako płotek wokół młodego zagajnika, eternit jako ekstra-wkład do kępy trzcin, puszki po piwie, tam, gdzie Stasiek z Wieśkiem kradli drewno, metalowe wiadro pod sosną, plastikowe pod dębem. Rozbity telewizor, zużyte pokrowce na siedzenia, pieluchy. No i last but not least – opona od traktora wyciągnięta  kilkaset metrów w głąb gęstego lasu.

Te i jeszcze setki mniejszych śmieci widziałem podczas jednego kilkugodzinnego spaceru po lasach między Przysuchą a Szydłowcem. Przeszedłem trochę ponad 30 kilometrów, ale nie było na tym odcinku chyba 100 metrów, żeby  w lesie nie zaatakował nas jakiś śmieć. Zaatakował, bo po kilku godzinach łażenia każda kolejna puszka, butelka albo opakowanie po fajkach podnosiło mi ciśnienie i niszczyło perspektywę weekendowego wypoczynku. Żeby nie dać się pustemu gniewowi, próbowałem racjonalizować, zrozumieć.

Kto wyrzuca te śmieci? Nie uwierzę, że ktoś wiezie lodówkę albo opony kilka kilometrów i wypieprza je na środku leśnej ścieżki. Jeśli w promieniu kilku kilometrów jest tylko pięć domów, to idę o zakład że lodówka w rowie obok pochodzi z któregoś z nich. Dlaczego zasyfiają las, w którym zbierają grzyby, z którego kradną drewno (btw – całą sobotę po lesie niósł się dźwięk pił motorowych, a na drogach co chwilę spotykaliśmy ciągniki, zaprzęgi a nawet skutery z przyczepami pełnymi drzew)? Logicznie potrafiłem uzasadnić tylko wyrzucanie niektórych butelek i puszek – może robią to, żeby oznaczyć drogę, po której jakoś muszą wrócić do domu? Inne pomysły nie przychodziły mi do głowy, a złość narastała.

20131012_164807

Oponowy łabądek w Nadolnej

Aż w Nadolnej, koło Chlewisk trafiliśmy na przysiółek, gdzie na każdym podwórku pyszniły się łabędzie, ozdobne koszyki i inne ozdoby, których kształtów nie zrozumiałem. Wszystkie zrobione ze starych opon. I wtedy mnie olśniło – oni po prostu kochają swoje śmieci, nie chcą się z nimi rozstawać, chcą je mieć zawsze pod ręką, lepiej się czują, z wiedzą, że stara lodówka czeka na nich tam pod mchem, a opona jakoś tam się jeszcze może przyda, wystarczy wyciągnąć ją z zarośli. A że my mieszczuchy mamy dysonans? No cóż, nauczmy się kochać nasze opony… 

Szykuje się twarde lądowanie

0199bf26da83a598ccca0fc2082084f8

Radomskiemu lotnisku zabrakło precyzyjnie 500 metrów do szczęścia

Mądre decyzje po latach procentują” – tymi słowami wypowiedzianymi podczas Air Show prezydent Bronisław Komorowski odniósł się do rychłego otwarcia Portu Lotniczego Radom. Lotnisko, na razie używane jedynie przez wojsko, ma wkrótce zostać otwarte również dla samolotów cywilnych. Jak do tej pory władze Radomia, który jest właścicielem wszystkich udziałów w spółce Port Lotniczy Radom S.A., wydały na przystosowanie lotniska do potrzeb cywilnych kilkadziesiąt milionów złotych.

Ale decyzję o otwarciu lotniska w obecnym kształcie trudno uznać za mądrą. Bo mimo, że lotnisko będzie miało piękny wóz dla lotniskowej straży pożarnej (za jedyne 3.1 mln złotych), pełen zestaw urządzeń do odstraszania ptaków, i terminal pasażerski kupiony w Łodzi, to zabraknie w Radomiu jednej ale za to kluczowej dla lotniska rzeczy – wystarczająco długiego pasa startowego.

W radomskich mediach i na radomskich stronach samorządowych trwa propaganda sukcesu. „Radom liczy na przejęcie rejsów z Modlina”, „Port Lotniczy Radom: 2 mln pasażerów w 10 lat?”, „Lotniskowe przyspieszenie”. „Rozmawiamy z różnymi przewoźnikami. Nie będę zdradzał ich nazw. Zainteresowanie jest bardzo duże. Linie lotnicze chcą korzystać z Radomia i można powiedzieć, że nie mogą się już doczekać otwarcia radomskiego lotniska” – zapewniał w rozmowie z Radiem dla Ciebie Kajetan Orzeł, rzecznik Portu Lotniczego Radom.

Nie wierzę w te zapewnienia. Jeśli założyć, że Radom będzie lotniskiem dla tanich linii, to jedynie Wizz Air i Ryanair mogłyby włączyć Radom do swojej siatki połączeń. Tylko Węgrzy i Irlandczycy zdecydowali się na korzystanie z takich portów jak Lublin-Świdnik, czy Bydgoszcz-Szwederowo, lotnisk w miastach o wielkości zbliżonej do Radomia, i tak jak Radom położonych zbyt blisko większych lotnisk, żeby przyciągnąć większy ruch pasażerski. Ale żadnej z wymienionych linii w Radomiu nie uświadczymy z prostego powodu: droga startowa w Radomiu ma 2000 metrów długości. Tymczasem Ryanair korzysta z samolotów Boeing 737-800. Jak czytamy na stronie producenta, minimalna długość pasa wymagana dla tego samolotu to 2025 metrów. Podobnej długości pas startowy jest wymagany przez samoloty Airbus A320-232, których używa Wizz Air. Ciut za mało.

Podane wartości dotyczą samolotów z pełnym obciążeniem pasażerami, bagażem i paliwem. Oczywiście zarówno airbus jak i boeing mogą wystartować z krótszych pasów, przy odpowiednim zmniejszeniu ciężaru samolotu. Ale to z kolei nie opłaca się przewoźnikom, bo model ekonomiczny linii niskokosztowych zakłada zarabianie jedynie na lataniu samolotami wypełnionymi po brzegi.

Władze lotniska mogą mydlić oczy, że w Radomiu będą lądowały samoloty czarterowe (już widzę tabuny biznesmenów, którzy przylatują do Radomia w interesach…). Oczywiście rozwiązaniem byłoby wydłużenie pasa. Ale taka inwestycja to ok. 50 milionów złotych. W czasach kryzysu ciężko będzie znaleźć taką sumę w budżecie miasta.

Dlatego obawiam się, że Port Lotniczy Radom okaże się kosztowną fanaberią, na tle której za rok będzie można zrobić efektowną fotkę na plakat wyborczy. Ale polecieć z Radomia gdziekolwiek będzie ciężko.