Nowe kłopoty byłego właściciela Wisły Kraków. Używał fałszywych gwarancji bankowych?

prokuratura

Prokuratura Okręgowa w Katowicach – tu zdecydują co dalej z Jakubem Meresińskim

Prokuratura Okręgowa w Katowicach próbuje wyjaśnić, czym posługiwał się Jakub Meresiński przy zakupie Wisły Kraków. Bo na pewno nie były to oryginalne gwarancje bankowe. Z kolei śledczy z Krakowa mają sprawdzić, czy Meresiński wyprowadził z Wisły 500 tys. złotych.  

6 października w Katowicach zostało wszczęte śledztwo, w którym prokuratura będzie wyjaśniała, czy przy sprzedaży akcji Wisły Kraków firmie Projekt-gmina.pl, reprezentowanej przez Jakuba Meresińskiego, Tele-Fonika nie została oszukana na 4,7 miliona złotych poprzez posłużenie się podrobioną gwarancją bankową.

O Jakubie Meresińskim zrobiło się głośno latem. Okazało się, że nikomu nieznany “biznesmen”, który kupił od Tele-Foniki Wisłę Kraków, ma na koncie wyroki za oszustwo i jest podejrzany o wyłudzenia VAT-u. Jego przygody opisywałem tu.

Od początku tej historii zastanawiałem się skąd Meresiński miał pieniądze na wielki klub piłkarski. Z dokumentów wynikało, że reprezentowana przez niego firma Projekt-gmina.pl nie ma nic. Tymczasem gdy o Meresińskim zrobiło się głośno, 18 sierpnia Tele-Fonika wydała następujące oświadczenie:

“Firma Projekt-Gmina.PL przedstawiła również gwarancję bankową, wystawioną przez znany bank działający w Polsce, która uwiarygodniła możliwości finansowe nowego inwestora”.

Tym znanym bankiem miało być Millenium, a gwarancja miała opiewać na 4.7 miliona złotych. Czyli w uproszczeniu tyle bank zapłaciłby Tele-Fonice, gdyby firma Meresińskiego okazała się niewypłacalna. Gdy zobaczyłem akta Projektu-gmina.pl w Krajowym Rejestrze Sądowym wiedziałem, że coś tu nie gra. Żaden bank nie daje gwarancji na miliony firmie-wydmuszce.

Wydawało się, że sprawa jest oczywista, a Meresiński zostanie zaraz zatrzymany za posługiwanie się fałszywymi dokumentami. Ale w tej historii chyba nic nie może być proste. Millenium, pytane czy wystawiało takie gwarancje, nabrało wody w usta. Po kilkunastu mailach i telefonach udało mi się w końcu wyciągnąć z banku informację, że 17 sierpnia wysłali do Tele-Foniki pismo, iż żadnych gwarancji nie wystawiali.

Czyli dokument, który Wiśle przedstawił Meresiński najprawdopodobniej jest fałszywy.

Ale skoro tak, to jakim cudem dzień później Tele-Fonika informuje w oświadczeniu, że gwarancje od banku dostała? Cóż, pismo z Warszawy do Myślenic chyba szło pocztą, no i doszło ciut za późno.

Jest jeszcze jedna kwestia, którą będzie musiał wyjaśnić prokurator. Otóż na gwarancji przedstawionej przez Meresińskiego widnieją dwa nazwiska pracowników banku. Jak twierdzą moi rozmówcy, te osoby rzeczywiście pracowały w Millenium, ale po zamieszaniu z Meresińskim, ich status w firmie miał się radykalnie zmienić. Bank kategorycznie odmawia komentarza w tej sprawie.

Śledczy mają też sprawdzić, czy Meresiński nie posługiwał się gwarancjami z Millenium przy innych swoich interesach lub próbach interesów.

Kolejną sprawą, z którą pan Jakub będzie musiał się zmierzyć, jest wyprowadzenie z Wisły 500 tysięcy złotych. Gdy w lipcu Meresiński stał się formalnym właścicielem klubu, z konta Wisły zostało przelanych ok. pół miliona złotych na konta związane z nowym szefem.

Szybko okazało się, że Meresiński nie zagrzeje miejsca pod Krakowem i będzie musiał sprzedać udziały Towarzystwu Sportowemu, związanemu z kibicami Wisły.

Kwotę transakcji ustalono na 290 tys. złotych. Gdy Meresiński wyciągnął rękę po pieniądze, usłyszał, że tę kwotę potrącono mu już z wyprowadzonego wcześniej pół miliona. A dodatkowo będzie musiał oddać brakujące 210 tysięcy.

Meresiński oczywiście pieniędzy nie zwrócił. W klubie uznano, że JM działał na szkodę spółki, przelewając pieniądze z klubu. Prawnicy związani z TS początkowo przygotowali zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa na kwotę 210 tys. Ale gdy zebrali całość dokumentów dotyczących Meresińskiego, w tym wystawioną w końcu przez sąd w Częstochowie informację, że Meresiński w momencie zawierania umowy kupna Wisły był karany, zweryfikowali wniosek.

W gotowym już zawiadomieniu do krakowskiej prokuratury piszą, że wszystkie czynności podejmowane przez Meresińskiego nie miały mocy prawnej i poprzedni właściciel odpowiada za narażenie Wisły na 500 tys. złotych strat. Dokument ma trafić do śledczych lada dzień.

A co na to wszystko sam Meresiński? Po sprzedaży Wisły wybrał się do Nowego Jorku. Wrócił już do Polski i ponoć przymierza się do kolejnych biznesów. Jak komentuje doniesienia do prokuratur? – Nic mi o tym nie wiadomo. Kompletnie. Kłaniam się. Do widzenia.

Ciary

Najlepszy moment OFF Festivalu 2014? Kilka minut po tym kawałku, wychodzę z koncertu Artura Rojka, zza kulis wybiegają dzieci, które właśnie odśpiewały z nim „Beksę” i wrzeszcząc ze szczęścia rzucają się na szyje swoim rodzicom. Świeczki w oczach, ścisk w gardle, gęsia skórka. Kurtyna, dziękuję.

A oprócz tego ciary przez godzinę, z każdym kawałkiem Slowdive, wzruszenie na Belle&Sebastian, grymas rozczarowania na Kobietach (większy) i Mister D. (mniejszy).

Jak dla mnie co roku zmieniają się proporcje festiwalowych aktywności. 70/30 towarzyskie/muzyczne. Ale za rok i tak będę w Katowicach, choćby ze sceny prezydent miasta miał czytać swój program wyborczy. Rojkowi udało się stworzyć społeczność, ludzi którzy dobrze się ze sobą bawią, potrafią ze sobą współżyć bez chamstwa, bez agresji, z uśmiechem na twarzy, przy okazji słuchając muzyki. Niezależna Republika Offowa, trzydniowa enklawa na terenie Polski.

Do zobaczenia za rok.

 

Katowice, czyli dlaczego mówię “nie” openerom i orangom

Pohoda

Kurs tańca ludowego? Jakoś tego nie widzę na Openerze 😉 Na Pohodzie to hit

Na bilbordach, w kinach i telewizjach zaczęła się ofensywa reklamowa letnich festiwali. Brakuje reklam tego najlepszego. Ale on zachęcać specjalnie nie musi, jego wyznawców nie trzeba przekonywać co dobre.

Nie wybieram się na Orange, bo festiwal na stadionie jest zaprzeczeniem idei festiwalu, czyli rozlewającej się po wolnej przestrzeni wolności, swobody i luzu, a nie bliższego kontaktu z betonem. Nie mam też przekonania do warszawskiej publiki, zblazowanej, zmęczonej, skoncentrowanej na sobie, niezainteresowanej lub nieznającej się na muzyce. Oglądanie i słuchanie czegokolwiek w ich towarzystwie jest średnią przyjemnością. Nawet Pixies. Choć oglądanie Pixies bez Kim Deal to w ogóle jakaś pomyłka…

Z podobnych powodów nie wybieram się do Gdynii. Opener zjadł jego własny sukces. I ego Mikołaja Ziółkowskiego. On przytłacza ten festiwal, sprawił, że z sympatycznego, klimatycznego miejsca Opener stał się fabryką z przymusem dobrej zabawy, opresją lansu i komercją, która wyparła klimat.

Tego wszystkiego czego nie znajdę w Gdynii ani Warszawie szukam na Słowacji i w Katowicach. Pohoda w Trenczynie to największy festiwal u naszych południowych sąsiądów, ale wciąż kameralny. A Słowacy potrafią cieszyć się muzyką, jak my gdzieś takjeszcze  w połowie lat 90. No i są o niebo bardziej wyluzowani. Na polu namiotowym ani pod scenami nie trwa pokaz mody i napinka, kto lepiej wypadnie. Oj nie 😉

Wielu wykonawców z Pohody chwilę później  zobaczę na OFFie. Ale i tak pojadę tam jak co roku jak na skrzydłach. (mam tylko nieobecność usprawiedliwioną dwa lata temu – gdy wybuchła afera Amber Gold szefowie ściągali mnie z drogi, wysiadłem z samochodu znajomych w Mszczonowie i stopem wracałem do Wawy, żeby za chwilę ruszyć do Gdańska… ).

W Dolinie Trzech Stawów przez te trzy dni wytwarza się atmosfera, która ładuje mnie na cały rok – pozwalająca uwierzyć, że chociaż powoli staję się starym piernikiem, to dookoła jest mnóstwo podobnych ludzi, z podobną pasją, pozytywnych, pogodnych, a Polska to nie jest dziki kraj 😉 Uwierzcie, nic nie smakuje tak jak Japandroids albo Patyczak w sosie katowickim 😉