„Klienci wybierają „Piotra i Pawła”, bo to sklepy, w których to oni czują się najważniejsi. Tutaj mogą być pewni szerokiego wyboru wysokiej jakości produktów i wyjątkowo przyjaznej atmosfery podczas zakupów” – czytam na stronie delikatesów premium z Wielkopolski i skacze mi ciśnienie od tego bełkotu.
A wszystko po zakupach, które dziś z „Piotra i Pawła” w warszawskim Blue City przyniosła moja ukochana. Dziewczyna zapracowana, wpadła do sklepu po 21, liczyła na „wysokiej jakości produkty i wyjątkowo przyjazną atmosferę podczas zakupów” (ech ta nowomowa z korporacyjnych stron…)
Okazało się, że ani jakości, ani niczego dobrego po zakupach nie powinna się tego dnia spodziewać. Bo tuż po wypakowaniu zakupów w domu okazało się, że kiełki mają datę ważności do 16 grudnia. Czyli aż przez niecałe trzy godziny…
Ok, pomyślałbym, że to wypadek przy pracy, wpadka. Ale za chwilę wypakowaliśmy łososia. I historia się powtórzyła: data ważności obowiązuje przez następne 2 godziny 38 minut. Wow…
A najbardziej oburzające w całej sytuacji jest to, że gdy wczytać się w stronę „Piotra i Pawła”, znajdziemy tam zakładkę „5 gwarancji – jakość i niskie ceny”.
A wśród nich gwarancja numer 2: „Świeże produkty – W Piotrze i Pawle nie znajdziecie produktów przeterminowanych lub w ostatnim dniu przydatności do spożycia”.
Jasne. Jak to mówili u mnie na podwórku: „dobry kit póki świeży”. No tak, ale słowo „świeżość” w przypadku „Piotra i Pawła” jest chyba nie na miejscu…
UPDATE:
Odezwał się do mnie Piotr i Paweł:
„Szymon tak jak obiecywaliśmy, rozmawialiśmy w tej sprawie z Kierownictwem naszego sklepu w C.H. Blue City. Napotkana przez Ciebie sytuacja to nasze przeoczenie, które oczywiście nie powinno mieć miejsca. Produkty w ostatnim dniu przydatności do spożycia nie powinny znajdować się na półce. Przepraszamy Cię za tą sytuację i oczywiście zapraszamy podczas kolejnych zakupów do Punktu Informacyjnego naszego sklepu gdzie zwrócimy Tobie pieniądze za te towary. Przepraszamy i jednocześnie dziękujemy za zgłoszenie nam tego sygnału. Pozdrawiamy!”
Co myślicie o takim załatwieniu sprawy?
bo to jest po prostu łosoś drugiej świeżości
Wpadki się zdarzają. To, że trafiły się dwie wpadki w jednych zakupach, to też nadal jest wpadka. Najlepiej jakby każdy przepracował jeden dzień w markecie – wtedy dopiero oczy się otwierają. Jeden pracownik na dział na zmianie nie jest w stanie ogarnąć wszystkiego i sprawdzić daty ważności każdej jednej rzeczy. Bo trzeba dołożyć towar, przyjąć dostawę, złożyć zamówienia, posprzątać dział, obsłużyć klientów, posprzątać po klientach, sprzątnąć towar, odłożyć towar zniszczony… Poza tym towar można zwrócić/reklamować – Piotr i Paweł bez problemu przyjmuje nawet w 90% zjedzony tort (bo ktoś zżarł prawie cały i dopiero wtedy stwierdził, że jednak nie jest świeży (serio?!)) i zwraca pełną kwotę zakupu. Najpierw jednak proponuję sprawdzić, czy przypadkiem minutę po północy łosoś nie zamienił się w dynię, tylko nadal jest łososiem – większość żywności ma sugerowany termin przydatności do spożycia i dopóki coś nie zmieniło zapachu, koloru, konsystencji, czy wyglądu, można spokojnie to zjeść (bardzo szczegółowo opisane zostało wszystko w raporcie WHO na temat przekraczania terminów przydatności do spożycia).
M., nie masz racji co do sugerowanej daty. w wypadku tych produktów na obydwu jest „należy spożyć do”, co oznacza, że po tym terminie produkt nie nadaje się do jedzenie. co innego, jeśli pojawia się hasło „najlepiej spożyć przed” – wtedy producent daje znać, że do tej daty produkt jest w 100% dobry, a potem jego jakość może spadać, co nie oznacza, że przestaje być jadalny.
w momencie zakupu towar był świeży. o co ten szum? może już 2 dni wcześniej powinni ściągać z półki?
Ja uważam że zawsze ale to zawsze należy sprawdzać datę samemu. Osobiście bardzo lubię ten sklep ale w każdym może się zdarzyć ze ktoś czegoś nie zdążył zdjąć z półki. Moim zdaniem to nie wina sklepu tylko Twojej kobiety.
Zgłoś to, Piotr i Paweł zazwyczaj rekompensuje takie sytuacje, nawet jak już paragon posiałeś. W moim PiP, jak jest więcej niż 5 osób do kasy, to dają bon na następne zakupy -15%. Wiele razy za bycie 5 do kasy ze zwykłym mlekiem, zrobiłem potem miesięczne zakupy z -15% rabatem. Także ja sklep gorąco polecam.
Straszne rzeczy, przekręt stulecia. Sądzę, że powinni wspomnieć o tym we wszystkich programach informacyjnych, bo też właśnie na takim poziomie to jest news.
Tym artykułem błysnąłeś jak gwiazda,czytając komentarze zgasłeś jak kagan.Czy Ty człowieku nie masz większych problemów?Weź się za porządną robotę,bo tylko głupoty Ci w głowie,a Twoja dziewczyna zapieprza do nocy i jeszcze „pańciow jedzonko musi kupić” Ty tak samo jak ten artykuł to jedna wielka żenada.
Tak jak ktoś tu już wspominał- pracownik marketu ma zbyt dużo obowiązków by ogarnąć jeszcze każdy możliwy produkt. Ja kiedyś kupiłam jogurt, którego data ważności mijała kilka dni później a mimo to nie wydawał mi się świeży. Poszłam, zwróciłam, dostałam pieniądze z powrotem.
a czego się spodziewasz? Że Ci dadzą dożywotnio rabat na zakupy czy co? Załatw się sam i idż po zakupy.
Do wszystkich nieumiejących czytać ze zrozumieniem: aż język świerzbi, żeby zapytać, wy naprawdę jesteście tacy głupi, czy ktoś wam za to płaci… ale się powstrzymam. Wpis dotyczy niezgodności obietnicy świeżości z rzeczywistością a nie tego, czy pracownik ma dużo obowiązków (tym bardziej, że nikt do niego nie ma żadnych pretensji), albo czy należy samemu sprawdzać datę przydatności, czy skonsultować to z sekretarką… ludzie ogarnijcie się!